Выбери любимый жанр

Impresjonista - Kunzru Hari - Страница 27


Изменить размер шрифта:

27

Czas na riposte. Jean-Loup wyciaga z niewidocznej kieszeni brzytwe i otwiera ja. Ostrze lsni zlowrogo, gdy bawi sie nia zrecznymi palcami. To wlasnie nazywaja marsylskim chwytem. Pran wlecze sie krok za krokiem i drapie po tylku. Teraz zajmuje go wylacznie wlasny pecherz. Jean-Loup przyspiesza, zbliza sie do niego i zachodzi od tylu. Nagle widzi swiatlo i slyszy jakies glosy. W ich strone zmierza grupka ludzi. Jean-Loup czym predzej chowa sie za kolumna.

Niczego nieswiadoma siodma kawaleria sklada sie z nababa i dwoch zaspanych sluzacych z pochodniami w reku. Wladcy sie spieszy, w ledzwiach odczuwa niezwykle podniecenie. Ledwo zauwaza malego hidzre skladajacego poklon na ziemi. Jego mysli kraza wokol ciekawszych spraw. Te kobiety zaraz cos zobacza. Prawdziwa wielkosc! Zrobcie przejscie! Co za radosc krzyczec na ciemnym dziedzincu i widziec zamieszanie wywolane wlasnym nadejsciem. Nic tak nie dziala jak niespodziewana wizyta w srodku nocy.

Lila Bai, mlodsza zona, ma wyjatkowo gwaltowne przebudzenie. W drzwiach stoi nabab. We wlasnej osobie! Wywar z ziol swietego medrca wywolal widoczny efekt. Widzicie? Damascenska stal. Lila Bai dobrze wie, co dalej. Nie zdazyla nawet blagac o litosc, gdy nabab przykryl ja wlasnym cialem. Dzisiejszej nocy jest niezrownany, dobrze o tym wie. Najlepszy. Wywar uczynil go jednak bardzo halasliwym. Ale dzis slowa zastepuje r y k. Nabab musi ryczec. Grzmiacy odglos plynie z glebi gardla, rozciaga mu szczeki, wstrzasa klatka piersiowa. To nienormalne. Ale dziala. Naprawde dziala! Przy akompaniamencie poteznego ryku wladca szczytuje. Kazda kropla krolewskiego wytrysku jest na wage zlota i ma znaczenie polityczne. Nabab przygwazdza Lila Bai i ciezko dyszy z twarza ukryta w zalamaniu jej szyi. Lila Bai pociera mu plecy. Nabab dochodzi do siebie, upomina zone, by nigdy wiecej w niego nie watpila, dwa razy daje jej w twarz i wychodzi, niezmiernie z siebie zadowolony. Udalo mu sie!

?

Sir Wyndham Braddock usmiecha sie i macha. Lady Aurelia usmiecha sie i macha. Drobni brazowi ludzie usmiechaja sie i machaja papierowymi Union Jackami, wpatrzeni w przystrojonego slonia paradujacego ulicami ich miasta. Orkiestra maszerujaca za sloniem gra „Brytyjskich grenadierow” z wyraznym nosowym zawodzeniem. Sir Wyndham krzywi sie. Nigdy nie przywyknie do miejscowych orkiestr.

Na ulicach tlumy. Ludzie siedza na dachach. Wdrapali sie na markizy, zwieszaja nogi z parapetow. Sir Wyndham patrzy wokol nerwowo. Siedzac w rozkolysanym howdah, czuje sie zagrozony. Obserwuje okna i gesty falujacy tlum, trzymany w ryzach przez wywijajacych bambusowymi kijami policjantow. Nabab wyprowadzil na ulice imponujaca liczbe obywateli. Calkiem prawdopodobne, ze odgornym nakazem. Jak wszystkim miejscowym wladcom, i temu nieobca musi byc sztuka niewolenia swoich poddanych.

Gdyby to bylo mozliwe, sir Wyndham odwolalby te wizyte. Sytuacja w Pendzabie pogarsza sie. Mimo to nie mogl sie wycofac. Przygotowania trwaly od miesiecy. I musi przez to przejsc, nawet jesli jazda na sloniu sprawia, ze czuje sie jak pusta butelka na szczycie spadzistego dachu. Reprezentuje Korone, a Korona musi byc postrzegana jako nieustraszona. Koniec dyskusji. Sir Wyndham zastanawia sie, co w Fatehpurze wiadomo na temat wczorajszych wydarzen. Sluzby wywiadowcze rozmawialy z pracownikami poczty i telegrafu. Mozliwe, ze do ksiestwa przeniknely informacje o wieczornej akcji Dyera w Amritsarze. Mozliwe? Co za nieudolnosc. To znaczy, ze prawie pewne. Kimkolwiek sa czlonkowie Kongresu Narodowego w tym malenkim ksiestwie, juz wiedza. A to oznacza, ze moga sprawiac klopoty. Co za dzien na wizyte!

Sir Wyndham nie wie dokladnie, co sie stalo w Amritsarze. Tylko tyle, ze wbrew zakazowi zgromadzen odbywal sie tam jakis wiec. I ze Dyer wkroczyl bez pardonu. Dwustu zabitych, jak mowia pierwsze raporty. To musiala byc naprawde krwawa jatka. Wszyscy wiedzieli, ze to kiedys nastapi. Nawet tubylcy.

Usmiech i machniecie.

Naprzeciw niego siedzi lady Aurelia ze znieruchomiala twarza. Drobne kropelki potu lsnia na jej wysokim bialym czole. Lady Aurelia Godnie Znosi Przeciwnosci. Sir Wyndham pochyla sie naprzod i dotyka jej kolana.

– Minty? – mowi lagodnym glosem.

Cisza. Najwidoczniej Minty ma jeden ze swoich Dni.

Usmiech i machniecie.

Przez lata sir Wyndham nauczyl sie rozumiec zone. Minty nigdy nie mowi o swoich odczuciach. Oczekuje, ze inni sie tego domysla. Teraz meczy ja upal i, jak przypuszcza maz, zdejmuje strach. W takich sytuacjach nalezy Dac Jej Spokoj. Oto jak sir Wyndham organizuje sobie rozumienie wlasnej zony. Naglowki z trzech slow. Szpalta dla kazdego z jej roznych stanow, od Spi Jak Zabita po Nagly Atak Histerii.

Przynajmniej udalo im sie utrzymac Gandhiego z dala od Pendzabu. A wiekszosc innych grubych ryb tego ruchu przytrzymano profilaktycznie z dala od granic stanu. Powzieto stanowcze kroki. W tych czasach taka odpowiedz wystarczy. To tylko kwestia zachowania zimnej krwi.

Usmiech i…

Nagle slychac jakis terkot i trzask. Gwaltowny. Przeszywajacy powietrze. Sir Wyndham instynktownie schyla glowe. Lady Aurelia idzie w jego slady, gubiac przy okazji kapelusz. Przez chwile ich glowy prawie sie stykaja. Sir Wyndham wie, co sie dzieje. Ktos rzucil z tlumu granat reczny. To proba zamachu. Ale ani on, ani Minty nie sa ranni, a kornak patrzy na nich z kpina w oczach. Jego piety sciskaja poteznego wierzchowca za uszami.

W howdah dominuje zapach swiezej farby i sloniowego lajna. Sir Wyndham powoli wraca do pozycji wyjsciowej. Halas nie ustaje. To sztuczne ognie. Ktos zapalil sztuczne ognie. Grupa mezczyzn tanczy w tlumie z wysoko uniesionymi rekami. Utworzyli miedzy ludzmi wolna przestrzen, w ktorej fajerwerki z sykiem i pioropuszem dymu ulatuja w niebo. Sir Wyndham przeklina w duchu swoja bojazliwosc. Serce lomoce mu w piersi. Minty majstruje przy spince z masy perlowej, ktora przytrzymywala kapelusz. Nie patrzy na meza. I nie spojrzy. Trzeba Pilnowac Porzadku. Jeszcze jedna z jej rol. Sir Wyndham prostuje przekrzywiony helm i postanawia zaryzykowac spojrzenie za siebie. Chce sprawdzic, czy ktos z ich swity zauwazyl jego tchorzostwo. Z drugiego slonia Vesey salutuje z zartobliwa mina. Jasna cholera! Za tydzien beda o tym mowic w kazdym kasynie oficerskim i kazdej swietlicy w Lahore. Reprezentant Korony kryje sie przed fajerwerkami. Niech to szlag!

Usmiech i machniecie.

Przypomina sobie, ze ma zadanie do spelnienia. To sie wiecej nie powtorzy. Nie okaze slabosci. W rytm kolysania sie howdah sir Wyndham czuje narastajace objawy fizycznej slabosci. Z kazdym ruchem szarego cielska stapajacego w strone palacu zoladek podchodzi mu do gardla. Prostuje sie, bolesnie swiadom ciezaru odznaczen na piersi.

Ma zadanie do spelnienia. Musi sie usmiechac i machac. Moze z boku takie zachowanie wyda. sie smieszne, ale dla brytyjskich interesow w Indiach ma zywotne znaczenie. Juz przy wielu stolach sir Wyndham wyjasnial wage swojego wystawnego stylu zycia, podrozy, prezentow, wycieczek, polowan. Zadna z tych rzeczy nie sluzy jemu osobiscie. Jesli ktos uzna, ze szacunek mu okazywany wynika z jego osobistych zaslug czy talentow, bedzie w opalach. Zboczy z wlasciwego kursu. Wpadnie w pulapke manii wielkosci. Na tym stanowisku jest sie po prostu odbiciem, magicznym odbiciem wicekrola, ktory z kolei jest magicznym odbiciem samego wladcy Imperium Brytyjskiego.

A z wystawnoscia trzeba sie pogodzic. To wszystko.

Minawszy miasto, procesja dociera do dziedzinca obok szkaradnego palacu przypominajacego tort weselny. To pierwsza wizyta sir Wyndhama w Fatehpurze, wiec widok gigantycznej budowli jeszcze pogarsza mu samopoczucie. Palac wyglada jak twor chorej wyobrazni zrodzony w malignie. W miare zblizania sie do niego sir Wyndham moglby przysiac, ze czuje jego pulsowanie. Powiekszony gruczol. Wielka rozowa narosl. Minty tez patrzy z reka przytknieta do kapelusza, jakby chronila go przed gwaltownym podmuchem wiatru. Ten jeden jedyny raz w trakcie jazdy maz i zona wymieniaja spojrzenia. Z ich oczu wyziera to samo przerazenie, natychmiast przesloniete udawana obojetnoscia. Stawanie twarza w twarz z wszelkimi przejawami niekontrolowanego szalenstwa, ktore trzeba ukrocic, to ich zadanie tu w Indiach.

Na placu, z wszystkich najgorszych rzeczy, czeka na nich nastepna orkiestra. Wojskowa orkiestra kobziarzy. Odziani w szare bluzy i – czy aby na pewno? alez tak – rozowe kilty, wydobywaja z instrumentow chrapliwe i przerazliwe dzwieki, bedace odleglym wspomnieniem „Skye Boat Song”. Orkiestra kroczaca w procesji zaczyna grac glosniej. Nastepuje zderzenie obu melodii. Siedzisko sir Wyndhama i lady Aurelii na grzbiecie slonia wyrasta z powodzi irytujacych dzwiekow niczym szczyt gory. Sir Wyndham jest pewien, ze niektorzy muzycy korzystaja ze sposobnosci, by wzbogacic wykonanie o wlasne pomysly. W powstalym zgielku daja sie slyszec tryle i radosne rytmy bebnow. Przez chwile wydaje sie, ze kazdy gra co innego, az po kilku koncowych zawodzeniach instrumentow detych orkiestra z procesji milknie. Kobziarze niczym roj rozwscieczonych pszczol przejmuja panowanie nad rozprazonym placem i oznajmiaja ten fakt zwycieskim buczeniem.

Salwa armatnia. Dwadziescia jeden wystrzalow na powitanie. Powitanie jego, sir Wyndhama, nie jako Wyndhama Braddocka, lecz jako cien krola. Cien wzdryga sie bezwiednie przy kazdym wystrzale, usilujac nie dac nic po sobie poznac. Wkrotce pojawia sie przeciwwaga dla przykrych wrazen. Duma, odrobina dumy w sercu, ze on, Wyndham, moze sie rownac pod wzgledem liczby salw powitalnych z kazdym maharadza.

Z okna na pietrze Pran przyglada sie Braddockom, jak wspomagani przez innych zsiadaja ze slonia przy palacowej Bramie Sloni. Na podwyzszeniu oczekuje ich delegacja. W otoczeniu strazy przybocznej i sluzby w dobranych kolorem strojach stoi nabab. Ma na sobie nadzwyczajna niebiesko-biala szate z oryginalnej szkockiej tkaniny. Jest obwieszony sznurami perel oraz szarfami i gwiazdami orderow. Na jego bialym turbanie pyszni sie ogromny krwistoczerwony rubin. Szaty diwana nie ustepuja przepychem szatom nababa. Firoz podkresla wlasna elegancje polyskliwym garniturem. Obok stoja major i pani Privett-Clampe. On z czerwona twarza w bialym mundurze sluzbowym, ona w letniej sukni, sztywno wyprostowana jak jej maz. Wszyscy sla gosciom wdzieczne usmiechy.

27
Перейти на страницу:

Вы читаете книгу


Kunzru Hari - Impresjonista Impresjonista
Мир литературы

Жанры

Фантастика и фэнтези

Детективы и триллеры

Проза

Любовные романы

Приключения

Детские

Поэзия и драматургия

Старинная литература

Научно-образовательная

Компьютеры и интернет

Справочная литература

Документальная литература

Религия и духовность

Юмор

Дом и семья

Деловая литература

Жанр не определен

Техника

Прочее

Драматургия

Фольклор

Военное дело