Wehikuł Wyobraźni - Boruń Krzysztof - Страница 50
- Предыдущая
- 50/85
- Следующая
…Kiedy dwóch kroczących weszło do sali, siedzieliśmy chyba tak samo, jak teraz. Historyk był najbliżej wejścia i może właśnie dlatego na niego padł wybór. Jeden z automatów wziął go za ramię i pociągnął za sobą. Przez chwilę siedzieliśmy jak sparaliżowani. Potem Ino zerwał się, ale drugi automat zagrodził mu przejście. Historyk nie bronił się, wyszli w zupełnej ciszy i dopiero gdy umilkł stukot kroków na korytarzu, Ino rzucił się do wyjścia. Osadził go w miejscu głaj Pierwszego:
— Zostaw! Powinniśmy wcześniej pomyśleć o obronie!
— Czym? Całe wyposażenie jest już na zewnątrz!
— Co one z nim zrobią! — zapytałam, bo to było dla mnie najważniejsze.
— Jak to co? — Fizyk wzruszył ramionami. — Rozbiorą na części, żeby zobaczyć, jak człowiek może się poruszać bez sprzęgieł, półprzewodników i akumulatorów.
I znowu była cisza, tylko Pierwszy chodził z rękami założonymi do tyłu, tam i z powrotem… Historyk wrócił po trzech godzinach, sam. Kroczący odprowadził go do wejścia, ale tym razem nie wszedł do środka Historyk nie miał nam dużo do powiedzenia. Automaty posadziły go na czymś w rodzaju fotela i siedział tak nieruchomo, podczas gdy one obsługiwały jakąś aparaturę. Nie umiał powiedzieć nic konkretnego. Rozkładał bezradnie ręce.
— Nie moja branża, gdyby tak któryś z was… Poczułam głupią satysfakcję. Jednak nie zrobiły mu nic złego. Czułam się za nie odpowiedzialna, to były moje automaty.
— Bardzo się bałeś? — zapytałam, żeby coś powiedzieć. Kiwnął głową.
— Bardzo. Potem zamknąłem oczy i myślałem o tych dawnych, dobrych czasach, kiedy ludzie nie uganiali się jeszcze po Kosmosie, a poruszali się po staruszce Ziemi w przyzwoitych pojazdach, takich jak na przykład karety, samochody…
Tymczasem na zewnątrz trwała gorączkowa praca. Słyszeliśmy charakterystyczny syk aparatów Collega, używanych do łączenia najbardziej precyzyjnych zestawów. Tkwiliśmy przy iluminatorach, obserwowaliśmy rozmazane przez półprzeźroczyste płyty krzemonu sylwetki poruszających się bezustannie automatów. Gdy praca ustała, statek nasz opasywała pętla z podwójnych metalowych płaskowników. Początek i koniec miała w środku owego graniastosłupa, który wzniosły automaty. Stamtąd też wybiegały przewody umieszczone na wspornikach ponad pętlą.
W pewnej chwili rozległo się dzwonienie, potem wysoki, przeraźliwy ton, zupełnie inny od otaczających nas na codzień dźwięków, wreszcie zgrzytanie, potężny łoskot i z graniastosłupa wytoczyło się sześcienne pudło aa kołach. Z przewodem biegnącym u góry połączone było skomplikowanym systemem metalowych rurek, ułożonych w kształcie rombu. W miejscu styku raz po raz pojawiał się snop wyładowań elektrycznych. Całość posuwała się po metalowych szynach, zgrzytając i piszcząc przy każdym obrocie kół. Z osłupienia wyrwał nas śmiech Historyka.
— Przecież to tramwaj! One zrobiły tramwaj!
— Co?!
— Środek lokomocji używany prawie do końca XX wieku — wyjaśnił.
— Ale po co?
— Nie wiem. I skąd ten pomysł?
— Ty im powiedziałeś! — Pierwszy miał twarz zadowoloną, tak nie pasującą do otaczającej nas rzeczywistości, że zrobiło mi się przykro. — Nieznane przestało być nieznanym — ciągnął, siadając za stołem — wszystko wiąże się w logiczną całość. Należało tylko trzymać się jednego pewnika: „Automaty nie mogą pracować bez programu”. Jeżeli więc wypowiedziały nam posłuszeństwo, nie znaczy to wcale, że uzyskały samodzielność.
Zawiesił na chwilę głos:
— Steruje nimi kto inny!
Widząc, że chcę coś powiedzieć, podniósł rękę.
— Za chwilę, jeszcze nie skończyłem. Powiedzmy, że na planecie znajduje się genialny Mózg. Ale Mózg bez organów wykonawczych. I, co najważniejsze, Mózg bez własnej koncepcji. Co przez to rozumiem? Tak jak są pisarze, którym trzeba pomysłów, tak to jest Geniusz, który może rozwinąć i opracować każdy problem, ale który sam sobie problemu postawić nie omie. Nigdy się chyba nie dowiemy, w jaki sposób opanował nasze automaty, jaką drogą przesyła im polecenia. Osobiście mam wrażenia ze dysponuje nie znanym nam rodzajem energii. Historyka wziął po prostu na przesłuchanie, zwróćcie uwagę — Historyk cały czas myślał o przeszłości. Obraz tramwaju utrwalony w zwojach kory mózgowej, sama koncepcja takiego pojazdu wystarczyła Mu na opracowanie napędu i ogólnych zasad ruchu. Traktuje nas jak rodzaj biblioteki, coś na kształt zbioru zadań i problemów.
Dziwne, ale zrobiło mi się lżej. Choć wyjaśnienia Pierwszego w niczym nie poprawiły naszej sytuacji, nie było już we mnie tego dygocącego lęku. Uznane wielkości nie ulegały dewaluacji, dwa razy dwa znowu równało się cztery.
Nie było buntu automatów.
Pierwszy popatrzył po nas:
— Pracowałeś nad teorią pola siłowego i antygrawitacji? — zwrócił się do Ino. — On to dokończy za ciebie! Ty, Dag, dostarczysz Mu nowych wspaniałych automatów. Ja zapoznam Go ogólnie z teorią rozkładu plazmy i z wyrzutniami fotonowymi. W obecnym stanie daleko im do doskonałości, ale nie wątpię, że On potrafi uczynić z tego doskonałą broń. Właśnie broń!..
Przerwał na chwilę, zamyślił się, a potem podjął znowu:
— Za dziesięć ziemskich lat ma tu przybyć następna wyprawa. Jak myślicie, czym przywita ją Mózg, sądząc, zresztą słusznie, że przybysze zagrażać będą Jego niezależności? I jakimi środkami będzie dysponował? Praktycznie rzecz biorąc — będzie wszechmocny!
Długie milczenie przeciął Historyk. Stał oparty ramieniem o metalowy brzeg markografu.
— Kiedy jeden z królów angielskich powróciwszy do kraju zastał rodzinne miasto zburzone i zrównane z ziemią przez wrogów, zwrócił się do swojego Boga słowami: „Zabrałeś mi to, co umiłowałem najbardziej, w takim razie ja odbiorę ci wszystko, co we mnie cenisz”. I począwszy od tego czasu wyzbył się wszystkich cnót swoich. Rozmyślnie użyłem archaicznego języka, ale konkluzja jest chyba jasna — musimy odebrać Mu naszą pamięć!
— To pomysł, a realizacja? — zapytał Ino.
— Możliwa nawet w naszych warunkach — ożywił się nagle zamyślony Fizyk. — Całość jest stosunkowo prosta, sprowadza się do udarowego oddziaływania impulsami określonego kształtu na ośrodki pamięci. Po prostu kasowanie zapisu. Analogicznemu zabiegowi poddano członków wyprawy na VII planetę. Po powrocie stamtąd byli psychicznie wykończeni. Wówczas zastosowano częściową kasację, ale to tylko kwestia odpowiedniego zmodulowania.
— Czy po tym nic się nie pamięta? — zapytałam.
— Jesteś jak noworodek, uczysz się wszystkiego od nowa, od nowa poznajesz świat.
— Co prawda, w tych warunkach nie będzie się od kogo uczyć.
To powiedział Pierwszy. Potem podszedł do pulpitu. Odwrócony tyłem manipulował coś przy przełącznikach.
— Na wschodniej stronie planety są obszary pokryte bujną roślinnością. Chyba tam będziemy — zawahał się i dokończył — wegetować.
— To trochę tak, jak umrzeć — szepnął Ino.
— Nie! — Historyk pokręcił przecząco głową. — Śmierć to znaczy niebyt, nicość. A my, chociaż pozbawieni wszystkiego, co dała nam cywilizacja, chociaż pozbawieni pamięci, zostaniemy jednak gatunkiem homo sapiens. Gatunkiem myślących. Nie przestaniemy rozumować. Od nowa zaczniemy zapisywać białe karty naszego doświadczenia.
— A On? — zapytał Fizyk.
— On? — Pierwszy zwrócił się do mnie. — Czy Zespół Budowniczych ma układ regeneracyjny?
— Nie ma. Mamy przecież, to jest mieliśmy — poprawiłam się — Centralną Siłownię.
— Ile mogą pracować twoje automaty bez ładowania?
— Około 2000 godzin.
— Tyle czasu będzie trwało Jego panowanie na tej planecie. Gdyby to przewidział, ciebie pierwszą wziąłby na „rozmowę” i z pewnością skonstruowałby niezniszczalny automat. Bez wykonawców będzie niczym.
Dalej już poszło szybko. Spieszyliśmy się, bo nie wiadomo było, czy On za chwilę w jakiś sposób nie pokrzyżuje naszych planów. I teraz czekam na swoją kolej. Fizyk ma już na głowie ten metalowy kabłąk — diadem, pozostaje jeszcze umieścić na orbicie rakietkę z dziennikiem podróży i tym zapisem. Żegnajcie!
- Предыдущая
- 50/85
- Следующая