Sanety - Шекспир Уильям - Страница 9
- Предыдущая
- 9/16
- Следующая
78
Ciabie tak časta ja u vieršach klikaŭ,
Tvoj vobraz tak mnie dobra dapamoh,
Što spievakoŭ druhich kahał vialiki
Pačaŭ ciabie ŭsłaŭlać, jak tolki moh.
I vočy, što naŭčyli pieć niamoha,
A nievukaŭ — uzniacca u prastor,
Mastactva zdolnych zbolšyli namnoha,
U kryłle im dali bahata pior.
A ŭsio ž ty musiš mnoju hanarycca:
Maje ŭsie tvory stvorany z taboj.
Kali ŭ druhich tvoj vobraz pramianicca,
Dyk u maich — žyvie z usioj krasoj.
I toje, što niesamavitasć piša,
Tvajoj rukoj uzviedziena na ŭzvyšša.
79
Pakul adzin ja piŭ z tvaje krynicy, —
Zichcieli vieršy dziŭnaj pieknatoj.
Ale ciapier im sudžana zaćmicca,
A muzie — miesca sastupić druhoj.
Ja zhodzien: varty vartaha i varty,
Ale što b inšy ni stvaryŭ piasniar,
Jon tolki addaje, što vinavaty,
Jon doŭh daje, a nie prynosić dar.
Kali pačnie tvaju jon słavić cnotu,
Dyk, značycca, kradzie ŭ tvaich ža dziej.
Krasu jon słavić — znoŭ maleńki kłopat:
Prynosić dar, jaki ŭ ciabie ž kradzie.
Nie dumaj dziakavać za «pachvalony»,
Bo sam sabie zapłaciš doŭh jahony.
80
Ja spraniavieryŭsia ŭ sabie zusim,
Kali padumaju, jaki mastak
Składaje tvory z imieniem tvaim,
Bo nie mahu zraŭniacca z im nijak.
Tvaja duša — jak mora šyrynioj,
Na im prastor dla ŭsiakich vietraziej:
I karabiel idzie svajoj chadoj,
I čovien moj nie mienš ryzykaŭniej.
Ty tolki možaš zratavać mianie,
Bo čovien moj — niadužy i stary.
A toj płyvie biaspiečna praz viry,
Taho nijak pahibiel nie kranie.
Kali ja zhinu ŭsio-tki ŭ akijanie, —
Maja pahibiel praz kachannie stanie.
81
Choć da mianie pamreš ty, choć pazniej,
Kali ŭ ziamli maje satlejuć kosci,
Nijak nie zhasnie blask tvaich vačej,
Tvoj vobraz čaraŭničaj pryhažosci.
Biassmiertnym zrobicca tvajo imia,
Kali navieki zhinu ja adnojčy.
Zvyčajnaj budzie mohiłka maja,
Krasie tvajoj — usie ludskija vočy.
Tvoj viečny pomnik — moj sardečny vierš,
Dla našych dzion, dla času, što nastanie,
Dla tych ludziej, z jakimi ty žyvieš,
Dla tych, što pryjduć pasla ich zhasannia.
Tak, jak dychannie z rodu ŭ rod idzie,
Ty budzieš žyć na vusnach u ludziej.
82
Nie zaručony z muzaju majoj,
Ty možaš być pabłažlivym dla tych,
Što kožny tvor tabie prysviecić svoj,
Błahasłaviennia prosiačy dla knih.
Kab słavić rozum, pryhažosć tvaju,
Moj talent vielmi scipły i mały.
A novy čas, na siłu ŭsiu svaju,
Niasie tabie bahata pachvały.
Ale kali ad novych spievakoŭ
Pačuješ krasamoŭny ich tandet,
Tady aceniš praŭdu ščyrych słoŭ,
Jakija daŭ ad serca druh-paet.
Malunki ich — jak niežyvyja ŭsie,
A vobraz tvoj — radnia samoj krasie.
83
Ja dumaŭ, što krasie tvajoj cudoŭnaj
Nijakich štučnych nie patrebna farb
I što paet naŭdaču mieraj roŭnaj
Addasć tabie pazyčany im skarb.
Tamu i razmaŭlaŭ ja cieraz zuby,
Čakajučy, kab pieknata sama,
Ustaŭšy, svietu daviała ŭsiamu by,
Što lepšaj, čym tvaja, nidzie niama.
Ale za hrech majo maŭčannie ŭziata.
Tym časam modnyja ŭsie piesniary,
Namieraŭ dobrych majučy bahata,
Cudoŭny skarb chavajuć da pary.
Žyccia ŭ vačach ty maješ bolš, čym heta
Mahli by vykazać i ŭdvuch paety.
84
I chto bolš krasamoŭny? Toj, jaki,
Abmiežavaŭšysia najbolšaj chvałaj,
Skazaŭ, što ty — jakraz, jak sam, taki,
Bo skarbu bolšaha na sviecie nie byvała.
Toj biedny vierš, jaki nie dadaje
Pry apisanni słova ci druhoha.
Zatoje zbolšyć vartasci svaje,
Chto skaža: «Ty padobny na samoha!»
Kali praŭdziva apisać, jak josć,
Usio, što stvorana samoj pryrodaj, —
Dzivicca budzie sviet na pryhažosć,
Zdziŭlenniem dasć paetu ŭznaharodu.
Ale i niebiaspieka josć va ŭsim:
Kab nie pierachvalili razam z tym.
85
Prycichli z muzaju my, jak niamyja,
Tym časam płojma modnych piesniaroŭ,
Pabraŭšy ŭ ruki piory załatyja,
Da kučaravych prylahła radkoŭ.
Pakul jany hrymzolać sprytna słovy,
Ja dumy dumaju svaje adzin
I, jak dziačok da psałmaŭ admysłovych,
Da hładkapisaŭ dadaju: «Amin!»
Pačuŭšy chvału, pasyłaju kožnaj:
«Ale!», «Papraŭdzie, tak!», «Vo heta — vierš!»
Choć tak pačucci vykazać niamožna,
Luboŭ k tabie ja vykažu najlepš!
Cani za pustaviejnasć spievakoŭ,
Mianie — za dumki cichija, biez słoŭ.
86
Cikava b znać, paezijaj svajoj,
Što na ŭsich vietraziach niasie imknienni,
Spyniŭ jon lot fantazii majoj
I pachavaŭ u miescy naradžennia?
Ci samy jon, kaho jakiści duch
Vučyŭ stvarać pačvarnyja stvarenni.
Ci, abjadnanyja, jany udvuch
Maje pazabivali letucienni?
O, nie! Ni jon, ni ŭsie daradcy z im
Majoj paezii zabić nie mohuć!
Jon, sa svaim daradčykam načnym,
Mianie žudoj svajoj nie pieramohuć!
Ale, jak ty jaho ŭznios da niabios,
Ja straciŭ toje: što u sercy nios.
87
Byvaj! Ciabie nijak ja nie strymaju,
Zanadta ty, luboŭ, lubima mnoj.
Ciabie z svajoj viaznicy vyzvalaju,
Sam razvitaŭšysia z tvajoj turmoj.
Jak ja ŭładaŭ darunkami tvaimi
I dzie zasłuhi dla takich daroŭ?
Kali luboŭ nazad usio adnimie,
Jakoje b prava, kab nie dać, znajšoŭ?
Daryła ty mnie biezrachubna skarby,
Za što — nie ŭciamlu da siaje pary.
Vialiki hrech ja na dušu uziaŭ by,
Kab nie viarnuŭ tabie tvaje dary.
Ja nad taboj nibyta ŭ snie ŭładaryŭ.
Kali pračnuŭsia — znik i sled ad maraŭ.
- Предыдущая
- 9/16
- Следующая